Na przestrzeni pięciuset lat przebiegł drogę ze strzemienia po atrybut kobiecości. Zaczarował kobiece gusta, wkradł się w myśli pro...

Ciężkie życie na obcasach

/
9 Comments


Na przestrzeni pięciuset lat przebiegł drogę ze strzemienia po atrybut kobiecości. Zaczarował kobiece gusta, wkradł się w myśli projektantów i dyktatorów mody, dokonał kilkakrotnych przewrotów w światowych trendach. A przecież taki niepozorny, męski, miał tylko utrzymać ich na koniu. Sprawę zepsuła równie niepozorna czternastolatka Katarzyna Medycejska, której zamarzyło się podbić serce Henryka II wysokim obcasem.
Jej myślenie odziedziczyły następne pokolenia kobiet: utrzymać męskie pożądanie na najwyższym poziomie. Wraz z wysokością obcasa wzrastała cała ideologia, o tym, że na chwiejnej, małej szpileczce, łatwiej nam pielęgnować swoją pewność siebie, że to dla kobiety wyzwolonej, i że (co wiadomo już od czasów Ludwika XIV) wysokość obcasa równa się wysokości stopy życiowej. Za sprawą nierozważnej Medycejskiej, fantazyjnych Diora i Viviera oraz ikon, które na wysokim obcasie próbowały zatuszować swoje stany depresyjne i de facto dodać sobie pewności siebie, psujemy sobie dziś zdrowie na życzenie, nie możemy się uwolnić spod jego rządów za żadne argumenty świata.

Co nas kręci, co nas podnieca?
Bo chyba nie obciążenie przodostopia, haluksy, subtelnie pochylona sylwetka z wysuniętą miednicą i ugiętymi kolanami, żylaki i pogłębienie chorób lędźwi. Nie, nie. Nas kobiet to nie dotyczy. Więc dlaczego? Dlaczego rzekoma kobieta wyzwolona potrzebuje założyć bólonośne obuwie, by zdobyć aprobatę mężczyzn? Wychodzi z nas jakieś dziwne niedowartościowanie, skoro takim narzędziem wołamy o uwagę świata. Skracamy jeden obcas, by nasze falujące pośladki doprowadzały mężczyzn do obłędu, podobno Marylin Monroe w ten właśnie sposób zdobyła rolę w jednym ze swoich filmów. Miast biegania po schodach, czy chociaż zwykłego uprawiania joggingu w celu wysmuklenia przeszkadzających nam łydek, wybieramy życie na wysokich obcasach, które może i wyszczupli, ale także skróci mięśnie łydek o 13%!

Z naciskiem na „podnieca”
Począwszy od Medycejskiej, skończywszy na kobiecie współczesnej, sprawa z obcasem była grubymi nićmi szyta. Ściślej rzecz ujmując – podszyta podtekstem erotycznym. I nie chodzi tylko o pożądanie. Znalazł się bowiem ktoś, i to nie byle kto, bo włoska urolog, która skutecznie przekonała kobiety, że podniesienie pięty na obcasie, podniesie jakość życia seksualnego. Ta sama badaczka żeńskiego krocza przyznaje, że dokładnie ten sam efekt wzmocnienia mięśni miednicy, a co za tym idzie – lepszego orgazmu, uzyskamy dzięki ćwiczeniom na siłowni, a przy okazji będziemy mogły zachwycać swojego mężczyznę zdrową stópką bez odcisku i haluksa, nieobciążonym, wytrzymałym lędźwiem i sprężystą łydką wyzbytą nieestetycznych żylaków. Swoją drogą, noszenie szpilek w tym celu, to piękny ukłon w stronę mężczyzny, którego efektywność staramy się poprawić. No i czy warto ryzykować zdrowie dla lepszej kurczliwości mięśnia przyjemności? Istnieje wiele innych sposobów.

Za jaką cenę, kobiety?
Najwyraźniej jednak, ów sposób przyciąga nas jak magnes. Niestraszne jest nam nic, dopóki nie doświadczymy tego na własnej skórze, i wtedy „mądra Polka po szkodzie” i „szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz”. Po prostu lubimy często obciążać przodostopie i aby utrzymać pion, ugiąć co nieco kolana, w celu, jak najbardziej świadomego, skrócenia mięśnia łydki, zgrubienia ścięgna Achillesa, unieruchomienia stawu skokowego, utrudnienia przepływu krwi, ułożenia lędźwi w niepoprawnej pozycji, zniekształcenia stopy, a przede wszystkim palucha, po krótce – w celu zadania sobie bólu… Bla, bla, bla. My kobiety po prostu dbamy o swój wygląd, inwestujemy w siebie (w rozbudowaną kolekcję niebotycznych obcasów), pielęgnujemy w sobie wysokie poczucie własnej wartości, które rośnie, jak na szpilkach. 

Gdzie ta kobiecość? 
Są kobiety, które nie wyobrażają sobie swojej kobiecości w adidasach albo niepomalowanych paznokciach, i są sytuacje, podczas których noszenie szpilek jest wysoce wskazane. Szczerze? Jestem ich przeciwniczką, chyba, że czujesz się w nich jakbyś chodziła boso po rosie i taka jest Twoja natura. Ja na wszystkie formalne okazje wybieram buty na co najwyżej siedmio-centymetrowym, ale grubym obcasie, najlepiej jeszcze z paskiem wokół kostki. Dlaczego w trampkach miałybyśmy nie czuć się kobieco, skoro właśnie takie same siebie kochamy najbardziej i czujemy się ze sobą najlepiej?










Może zobaczysz jeszcze...

9 komentarzy :

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sesja na szczęście nie była robiona teraz :D także spokojnie

      Usuń
  2. Pomijając fakt, że ostatnio zaczęłam więcej chodzić na obcasie, faktycznie, też wolę płaskie buty. A skutki noszenia obcasów odczuwałam zanim się na nie zdecydowałam. Bolesne, ale prawdziwe.
    Ps. Piękne zdjęcia. Wyglądać tak, to raz, ale robić takie zdjęcia też bym chciała umieć :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez bym chciała ! Obcasy akurat u Ciebie są wskazane ale to nie zmienia faktu że muszą być dopasowane i nieziemsko wygodne !

      Usuń
    2. Powiem Ci że te moje botki się rozbiły, dobrze się w nich chodzi, serio wygodne, ale na dłuższą metę chyba żadne obcasy nie zapewnią 100% komfortu. Przez kąt pochylenia stopa szybciej puchnie i zawsze, zawsze w pewnym momencie buty zaczną cisnąć.

      Usuń
  3. no i cudo, różak piękny, włochaty, mięciutki <3
    jedyne co bym zmieniła to buty - tu by mi pasowały jakieś ciężkie motocyklówki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bałam się, że takie buty chociaż znacznie poprawiłyby komfort chodzenia :D drastycznie skrocilyby mi nogi szczególnie przy szerokich boyfriendach, ale do wąskich spodni i rozaka zawsze motocyklowki <3

      Usuń
  4. Nogi w obcasach prezentują się znacznie lepiej, dodają nam wysokości. jednak mają sporo minusów (wygoda) więc najczęściej stawiam na płaskie obuwie :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Bosko wyglądasz w tych obcasach.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.